HISTORIA

CO ROBIMY

GALERIA

DOKUMENTY

KONTAKT


Gliniane, ćwierkające ptaszki i okaryny, jakie dziś robi moja rodzina to tylko namiastka twórczości moich przodków. Tradycja ta pochodzi z Krakowa, dokładniej mówiąc z Podgórza. Tam od przeszło stu lat mieszkała rodzina Romańczyków. Moja mama Grażyna pochodzi właśnie z tej rodziny. Urodziła się w Żywcu, gdyż mój dziadek Marian Romańczyk przeniósł się tu tuż po wojnie (miał wtedy siedemnaście lat). Tutaj poznał swoją przyszłą małżonkę, czyli moją babcię - Halinę Zych.

Od tego momentu można mówić o żywieckiej twórczości ludowej mojej rodziny. Dziadzio przeniósł do tego miasta wszystko to, co stanowiło tradycję jego rodziny. Tradycja ta jest przekazywana z pokolenia na pokolenie - dziadek Marian, moi rodzice, w przyszłości możliwe, że ja albo dzieci moich braci.
Zacznijmy jednak od początku.

Cennych informacji o genezie naszej twórczości daje książka pt."Ekspres Reporterów". Z wywiadu, jaki przeprowadzono z bratem mojego pradziadka Władysława Romańczyka - Piotrem wiem, że gliniane ptaszki na wodę były jednymi w wielu rzeczy, jakie wykonywano. Wspomina on, że szeroko pojęte "garncarstwo" uprawiał jego ojciec i dziadek, a więc mój pra pra pra dziadek! Jeździli po jarmarkach, sprzedając wspomniane już ptaszki i koguciki, a także gliniane naczynia i inne wyroby.

Dziadek Marian po przeprowadzce do Żywca i ożenku zaczął zajmować się tym razem z moją babcią. Zaczął konstruować (o ile tak to mogę nazwać) glinine okaryny, które wcześniej robili jego rodzice (czyli Władysław i Wiktoria z domu Bohun). Z tego, co mi wiadomo Piotr Romańczyk także je robił, ale przeminęło to bez echa...możliwe, że nie było osoby, która byłaby w stanie to przejąć. Dziadek Marian przyczynił się do rozpowszechnienia tego instrumentu
na Żywiecczyznie.

Z czasem warsztat po rodzicach przejęła moja mama Grażyna z tatą Tadeuszem Kruczyńskim i tak jest do dzisiaj. Wprowadzili nowe wzory ptaszków, tata udoskonala okaryny i lepi różne inne figurki. Glina i tworzenie z niej jest obecne
w naszej rodzinie od "zawsze".

Swoje wyroby ciągle sprzedajemy na róźnego rodzaju jarmarkach, wystawiamy
w wielu róźnych konkursach. Czasami udaje nam się cos osiągnąć w tej dziedzinie, chociaż to nie jest najważniesze. Rodzice należą do Stowarzyszenia Twórców Ludowych, podobnie jak należeli dziadkowie.

Kiladziesiąt lat tradycji obliguje do tego, by jej nie zatracić. Mam nadzieję,
że będzie ona kontynuowana przez kolejne kilka pokoleń.